Naiwność scen zaczyna przypominać realia wczesnych Harlequinów.
Paru chłopów ścinających drzewa pod chałupy zaskakuje pięcioosobowa grupa sługusów Rubina ze strzelbami, i nie oddając ani jednego strzału zostają pokonaniu przez mężczyzn z siekierkami. OCZYWIŚCIE.
Doktorek ucieka z Matyldą wczesnym rankiem - o czym rzecz jasna Rubin już wie, ba nawet wie gdzie się spotkają, mimo, że nic na to nie wskazywało.
Tenże doktorek, któremu grożono już porwaniem dziecka, jeśli nie zaniecha swoich planów zostawia małego jedynie pod opieką starszej gosposi i jedzie się potajemnie hajtnąć. Tuż przed wypowiedzeniem przysięgi przybiega gosposia z informacją o porwaniu chłopca. No serio? Cóż za przypadek, nikt się nie spodziewał.
Chłopi, którzy pobili napastników po czym spokojnie wracają do swoich obowiązków za jakiś czas zostają ponownie napadnięci przez tych samych oprychów i osadzeni w lochach. Cóż za przypadek, nikt się nie spodziewał.
Nad "dramatyzmem" sceny odzyskania dziecka i "realizmem" scen bijatyk spuszczę zasłonę litościwego milczenia.
Nie wiem ile jeszcze cierpliwości mi starczy na kontunuowanie oglądania serialu, ale zaczyna być to coraz większym wyzwaniem dla poczytalności i dobrej kondycji mózgu.
Ten romans Matyldy i doktorka jest tak sztuczny i naiwny, a bohaterowie tak debilni, że człowiek w ogóle im nie kibicuje. Ale to wszystko zostanie pobite przez romans żony Rubina i Adama. Ten Adam zakochał się na śmierć i życie w kobiecie, którą widział tylko raz i z którą nie rozmawiał ani razu. A ona, wiedząc, że ma zazdrosnego męża, się z nim spotyka. W siódmym odcinku mówi mu, że muszą być ostrożni, a w ósmym spotykają się w pałacu męża. W ósmym odcinku Adam ma się pojedynkować z Rubinem i aż szkoda, że Rubin go wtedy nie odstrzeli. Takich głupich bohaterów to i nie żal. Początkowo oceniłam serial na 8, ale teraz obniżyłam ocenę do 5. Serial ratują tylko Mirosław Haniszewski i Karol Nowiński jako ojciec i syn, kostiumy, wnętrza i zdjęcia.
Pełna zgoda, chyba zaczynam czekać aż ktoś kogoś zastrzeli i będzie spokój. Może nasi tfurcy powinni jednak brać się za adaptacje książek bo wymyślanie oryginalnych scenariuszy niestety im nie wychodzi.
Cieszę się, że nie jestem jedyna, którą te pozytywne, ale cukierkowe, głupie i płytkie postaci, o których pisałam powyżej, irytują. I ta żona Rubina mówi w 7. odcinku, że męża nienawidzi, ale widz nie wie, za co tak konkretnie, więc ma wrażenie, że zamieniając Rubina na Adama zamienia siekierkę na kijek, bo Adam jest leniwy, roszczeniowy i nic nie potrafi, co by zapewniło jej przy nim utrzymanie materialne. Ogólnie w tym serialu jest za dużo wątków, których scenarzyści w ogóle nie rozwinęli. Czytałam w Internecie, że napisano już 2. sezon tego gniotowatego scenariusza, ale z czego on ma powstać, po wyeliminowaniu postaci Michała Rubina (Karol Nowiński w swoich stories na Instagramie pokazał swojego bohatera w trumnie) i prawdopodobnie Maurycego Rubina (ten z kolei prawdopodobnie będzie musiał zginąć, bo jest "złolem"), to ja nie wiem. Bez Mirosława Haniszewskiego i Karola Nowińskiego ten serial aktorsko leży i kwiczy.
No i wielka szkoda, kolejny raz Polska kręci gniota z bohaterami, którzy nikogo nie obchodzą a na wygranie emocji mają tak mało czasu że kompletnie nie przekonują. Ja mogę sporo wybaczyć serialowi, czy to zbytnią cukierkowość czy to pompatyczne momenty ale nie umiem wybaczyć głupoty scenariusza. To już ukraińskie i rosyjskie produkcje kostiumowe lepiej się oglądało.
Dobrze to ujęłaś. Co ciekawe, kiedy oglądałam jakieś relacje z premiery i instagramowe materiały aktorów, to aktorzy gadają z takim entuzjazmem o tym serialu, jakby grali w jakimś arcydziele. Może im producent tak specjalnie kazał mówić (tj. kłamać), żeby te gadki przykryły największą słabość tego serialu, tj. scenariusz. Ogólnie jestem bardzo rozczarowana, bo nastawiałam się na dobry serial kostiumowy, tym bardziej, że jest to pierwszy polski serial kostiumowy od dekad z akcją w XIX , a tymczasem scenarzyści go zaorali.
To prawda, ale "Dewajtis" osobiście nie postrzegam jako film kostiumowy, ponieważ tam kostiumy są skomponowane ze elementów współczesnej odzieży, tak aby wyglądały na stylizowane na historyczne. Przez to trudno na postawie kostiumów stwierdzić, w jakim dziesięcioleciu XIX wieku rozgrywa się akcja.
Nie do końca, jest to serial na podstawie powieści Rodziewiczówny, więc wiadomo kiedy dzieje się akcja.
Zresztą nie tak dawno nakręcono parę świetnych sezonów "Czasu honoru" i to się oglądało z wypiekami na twarzy, czyli jednak DA SIĘ. Tylko trzeba chcieć i zatrudnić profesjonalistów a nie pociotków prezesa.
Czas honoru czy może horroru to taki sam głupawy gniot jak Matylda. Jako historykowi zęby mi zgrzytają na samą myśl. Te konspiracje zawsze w miejscach publicznych i tak, że byle łachudra mogła ich podsłuchać i zadenuncjować. Bezdennie głupi Niemcy z Adamczykiem na czele. Aż się człowiek dziwi jakim cudem oni zdołali okupować kogokolwiek. Ale intelektem to ani Polacy ani naziole nie grzeszą. Scenariusz jest zwyczajnie bezdennie głupi i z wojną ma tyle wspólnego co kożuch z kwiatkiem.
Dobrze znać opinię ekspertki :-). "Czas honoru" nadawany był w telewizji tak dawno, że już prawie zapomniałam, co tam było. Zresztą bardziej interesuję się historią życia codziennego w XIX wieku, dlatego "Czasu honoru" zbytnio nie zapamiętałam.
Może rozróżnijmy dwie rzeczy - oceniając oba seriale pod względem realizacyjnym to jest niebo i ziemia, tam grało aktorstwo, scenariusz, dialogi czyli wszystko to co w Matyldzie leży i kwiczy. Moim zdaniem owszem - pewne sprawy były uproszczone ale nie, tamten serial nie obrażał widza brakiem spójności wydarzeń czy logiki.
Kwestia prawdy historycznej to jest inna sprawa, ale gdyby w CH pokazali PRAWDZIWĄ historie ludzie dostaliby udaru mózgu, ze to co im mówili w szkole to jedno wielkie przekłamanie.
Nie badałam za bardzo twórców serialu, czy to był taki rodzynek czy różne odcinki pisały różne osoby? Toby może w pewnym stopniu tłumaczyło brak spójności całej historii
Według https://www.filmpolski.pl/fp/index.php?film=1265089 dwie osoby pracowały jeszcze przy script doctoringu, więc scenarzystów było aż 6. Aż dziw bierze, że to byli wykształceni scenarzyści ...
Bo to miała być polska odpowiedź dla fanów serialu "Zniewolona", który raczej nie zobaczymy przez wojnę za Bugiem. Jak widać scenarzyści za bardzo czerpią z twórczości pani Łepkowskiej, która jest matką takich historii
Kiedyś poznałem jednego ze scenarzystów serialowych. To generalnie nie jest jeden scenarzysta, ale cała grupa osób, która siedzi w jakimś pokoju i wymyśla scenę po scenie. Amatorszczyzna jest totalna, bo nie ma żadnego przygotowania merytorycznego. Nikt tam się nie przejmuje detalami. Założenie jest proste: ma się dziać, ma być tempo, dramaturgia, budowanie napięcia, zwroty akcji, emocje itp. Ktoś tam podczas takiej burzy mózgów pisze skrypt, pozostali kolektywnie nanoszą poprawki. Cały czas mówię o współczesnych polskich serialach telewizyjnych. Często jest tak, że gdy pisze się "scenariusz" do odcinka pierwszego, to nie ma się w głowie, co dziać się będzie w odcinku dwudziestym. Na tym etapie nikt w tym gronie się tym nie przejmuje.
Dziękuję Ci za bardzo informatywny post. Teraz wiemy z pierwszej ręki, dlaczego seriale są takie "poszarpane", płytkie i nielogiczne.
Kibicowałam głównym bohaterom do dnia ślubu. Tu poległam. W XIX wieku w Polsce pod zaborami ślub jak z amerykańskiego filmu? Ojciec prowadzący pannę młodą do ołtarza? Naprawdę te leśne potyczki to pikuś przy tej fantastyce. Tu autorzy scenariusza odlecieli. W Polsce najważniejsze były zrękowiny, sam ślub przypominał bardziej przenosiny do domu pana młodego i wyglądało to zupełnie inaczej. Już bliżej realiów były śluby w „zniewolonej”.
Bo realiami epoki już o prawdzie historycznej nie wspominając nikt się dzisiaj nie przejmuje, ważne, żeby były wątki homo, feminizm i wielokulturowość. Dwie pierwsze już odhaczone, czekam teraz na pojawienie się czarnoskórego zaścianka - bo w sumie czemu nie.
Z tym, że "feminizm" w tym serialu przejawia się tym, że główna bohaterka pyskuje i tupie nóżką jak rozkapryszony dzieciak.
Nie tylko, w kilku sytuacjach jest liderem i podejmuje działanie zamiast słabego niezdecydowanego mężczyzny.